Kilimandżaro to nazwa magiczna. Gdy ją słyszymy, wymawiany, czytamy - nasza wyobraźnia kreuje widok rozległej sawanny z żyrafami, słoniami i inną zwierzyną, ponad którą gdzieś wysoko skrzy się w słońcu pokryta wiecznym śniegiem góra. I choć w Afryce Wschodniej jest wiele innych gór, jak chociażby Kenia, Elgon, Ruwenzori, Karisimbi czy Meru, równie interesujących albo ciekawszych, żadna z nich nie ma tej siły przyciągania co Kilimandżaro. Na magię Kilimandżaro składa się magia cyfr - 5895 metrów nad poziom morza - największa wysokość na kontynencie afrykańskim.
Jeszcze trochę zmęczeni jazdą po wertepach kaldery Ngorongoro, po zrobieniu zakupów, pakujemy się w mikrobus zwany tutaj "matatu" i ruszamy na podbój Mt Meru. Ten tanzański wulkan wznosi się nad miastem Arusha na wysokość 4562 m n.p.m. Dojazd do Momela Gate 1500 m n.p.m. - bramy parku narodowego zajął nam około dwóch godzin, a po drodze mieliśmy jeszcze spotkanie z żyrafami, które zablokowały nam drogę.